casablanca
 C a s s a b l a n c a   2 0 0 3 
żeglarstwem

Etap I
(Brest - Lizbona)
Etap II
(Lizbona - Casablanca - Lizbona)
Etap III
(Lizbona - Brest)


ETAP 1 (Brest - Lizbona - 16dni)  935Mm/230h :



Podróż busem...

      Tak jak to było od miesięcy planowane, 14.08 o godz 9:00, zebraliśmy się wszyscy pod domem Adama - naszego kapitana.
Po zapakowaniu bagaży i kupionego poprzedniego dnia żarcia do przyczepy, ruszyliśmy ! Podróż do granicy upłynęła nam bardzo szybko na wspomnieniach z poprzednich rejsów i słuchaniu ponadczasowych przebojów Majki Jeżowskiej w stylu.."bo wszystkie dzieci nasze są" :-) Dariusz w akcji Zapomniałam na początku dodać ,że miejsc w busiku było 9 a nas 10, dlatego Adam postanowił, że pojedzie z tyłu siedząc przy naszych bagażach, a potem śpiąc resztę drogi na karimacie, wychodząc na tym wbrew wcześniejszym pozorom,najlepiej. Sam bus marki Ford, był pożyczony od znajomego, dlatego dojazd wychodził na maxa tanio, jednak nie bez przygód w porównaniu z usługami firm przewozowych... Koło południa byliśmy już na przejściu granicznym w Słubicach. Z racji tego, że na euroliście (na której znajdują się pasażerowie , którzy jadą i później wracają oraz kierowca) pojazd do 5 osób traktowany jest jako osobowy, a powyżej 7 jako autobus, część załogi musiała więc przejść granicę pieszo. Niestety przy odprawie okazało się ,że nie wiedzieliśmy, że 7u to nadal za dużo i że trzeba ową listę wypełnić, z tym że tutaj w Słubicach się nie da tego zrobić.... Zostaliśmy zawróceni przez niemiecką celniczkę( blond Helgę), która pozostała nieugięta na nasze prośby. Adam F, studiujący we Frankfurcie/ Słubicach i przechodzący ową granice kilka razy dziennie, dobrze znał ową blond-Helgę i gdy już podjeżdżaliśmy pod granice, ostrzegł : "o... z tą to mogą być jakieś jaja..."
kompas Pojechaliśmy na granicę w Świecku, a z ekipą, która wcześniej wysiadła, spotkaliśmy już w niemieckiej części Frankfurtu w umówionym miejscu. Droga do Francji minęła bez większych niespodzianek. Kilka razy zatrzymywaliśmy się z powodu powietrza schodzącego z koła w przyczepie, a raz zatrzymała nas policja na autostradzie bez wyraźnej przyczyny. Policjant otworzył tylne drzwi busa i zajrzał do środka, a tam widok niczym Rumuni na dworcu... Warto dodać, że owe drzwi nie zawsze się zmykały, a czasami miały tendencje do samoistnego otwierania, więc kiedy za pierwszym razem zamek zaskoczył, odetchnęliśmy z ulgą. Sprawne przekazanie dwóch zgadzających się ze sobą wersji celu podróży przedstawionych przez Adama F i Adama policjantom a także chyba dobre wrażenie o dziwo ich przekonało i pozwoliło bez żadnych problemów jechać dalej... Następnym punktem podróży był Hamburg, do którego nieco zboczyliśmy, aby zabrać WIGRY3 , który Adam zostawił przypiętego na dworcu , gdy był tam kilka dni wcześniej. Niestety rowerek zniknął, fakt ten skutecznie zmartwił kapitana...
Przekroczenie granicy z Francją nie przysporzyło niespodzianek , dopiero wieczorem zmuszeni byliśmy pilnie szukać stacji benzynowej. Niestety nikt z tubylców nie umiał nam pomóc. Kiedy w końcu znaleźliśmy dystrybutor, okazało się ,że jest na kartę. Nikt nie odważył się zaryzykować swojej... w końcu, na kropelkach paliwa w baku, udało się dotrzeć do czynnej nocnej stacji. Po 30h drogi byliśmy w końcu w Breście, gdzie czekał na nas gotowy do dalszej akcji s/y NITRON (j-80).
Magda Kątniak




Start i prosto do Hiszpanii

      Prędkie ształowanie, kąpiel, pożegnanie wracającej do Polski załogi i o 19 w piątek, nie zważając na przesądy żeglarskie, wraz z odpływem NITRON opuścił Brest.
Przez koleje dni wiało słabo a słońce grzało. Na groźnych Biskajach czas upływał nam na kąpielach i spotkaniach z morską zwierzyną. Największą niespodziankę stanowiło spotkanie z wielorybem, który w cały swym majestacie zdawał się wcale nie zwracać uwagi na płynący w pobliżu jacht- dla niego łupinkę i robiących w pośpiechu zdjęcia ludzi. Długo po tym, kiedy w końcu odpłynął na horyzoncie widać było wystrzeliwaną w powietrze fontannę a za nim kilwater jak za wielkim statkiem. Wieloryb       Czwartego dnia rano zobaczyliśmy brzegi Hiszpanii. Zgodnie z planem lądować mieliśmy w Gijon. Jest to typowo turystyczna miejscowość, więc zwiedzanie jej połączyliśmy z zakupami świeżych hiszpańskich owoców, sprzętu potrzebnego do połowu ryb i banderki, której niestety nie udało nam się znaleźć w jachtowych zapasach. żagle Po południu nasyceni nieco stałym lądem ale i głodni dalszych wrażeń ruszyliśmy na podbój dzikiej Hiszpanii. Trzeba było znaleźć port nieduży i odpowiedni pod względem głębokości dla "jotki". Pierwszym takim portem było San Estaban da Prania.
Po kłopotach ze znalezieniem miejsca na bezpieczne zacumowanie ( rolę harbourmastera pełnił podpity tubylec) i uzupełnieniu poziomu piwa w organizmie, zapragnęliśmy skosztować lokalnych specjałów. Po długich poszukiwaniach okazało się, że nasza chęć konsumpcji w tym miejscu nie może zostać zrealizowana. Przyczyn było wiele np.: zbyt mały lokal czy brak wystarczającej ilości pokarmu dla dziesięciu turystów...których tu chyba jeszcze nigdy nie widzieli. Pozostał nam tylko posiłek na jachcie. Rano popłynęliśmy dalej.
Kuba Gajewski




Klimaty Hiszpanii

      Następnym portem, który odpowiadał nam, a przede wszystkim spełniał wymogi głębokości dla jachtu było Ribadeo. Położona u ujścia rzeki i na zboczu targujemy się po hiszpańsku góry niewielka osada rybacka okazała się miejscem niezwykle pięknym. Zwiedzanie rozpoczęliśmy tuż po kolacji, której menu stanowiły głównie owoce morza ( wyjątek kanapka vege Kaśki). bosman Najciekawszym miejscem Ribadeo jest fragment mostu ( zburzonego prawdopodobnie ze względu na zbyt mało wysokość albo po prostu pełniącego tylko funkcję dekoracyjną), z którego nocny widok na port i miasteczko był naprawdę niesamowity. Po odwiedzeniu tegoż mostu planowaliśmy jeszcze dotrzeć do latarni morskiej, lecz niestety okazało się, iż postawiono ją na wysepce, z którą nie ma połączenia. W takich okolicznościach pozostało nam tylko wypić piwo i z lądu upajać się jej światłem i szumem rozbijających się o skały fal...
Rankiem przy wychodzeniu, w wyniku niedostatecznej informacji o głębokościach NITRON stanął na mulistej "mielonce". Zejść udało się dość łatwo. Jedynym minusem tej sytuacji była moja przymusowa kąpiel w portowej wodzie ( mieszanka wody, ścieków i ropy) w celu wywiezienia cumy na ląd i wybrania jej potem na windzie kotwicznej.
      Chwilowo dość nam było małych porcików, toteż kolejnym celem stała się La Coruna. Po drodze wiało rewelacyjnie. Na samym zarefowanym na drugi ref grocie prędkość dochodziła do 8,5 kn!!! Wejście do La Coruny wypadło w późnych godzinach nocnych. Po zejściu na ląd cześć załogi miała problemy żołądkowe. Istnieją dwie konkurencyjne hipotezy wyjaśniające ten fakt. Pierwsza mówi, że było to spowodowane całodniową jazdą na wysokiej fali. Druga natomiast nacisk kładzie na rozgotowany makaron w przyrządzonym przez Magdę spaghetti...a może to były te owoce morza, do których nie przywykły nasze polskie żołądki...
Kuba Gajewski




La Coruna i dalej na S

      Na zwiedzanie miasta czasu było sporo. La Coruna Okazało się jednak ,że część, którą warto zobaczyć można obejść w parę godzin, a najciekawszą atrakcją miasta były posążki Asterixa i Obelixa ustawione na głównym placu ( ciekawe, po co?). Ciekawym doświadczeniem( w Hiszpanii naprawdę nikt nie mówi po angielsku...)okazało się też kupowanie winogron i fig od babci, która kryła się wraz ze swoim dobytkiem przed policjantami, próbującymi egzekwować przepisy Unijne dotyczące handlu w mieście...
a bosman... Następnym miastem, które chcieliśmy zobaczyć było Vigo. Po drodze jednak, z braku wiatru stanęliśmy na noc w Camarinas. W basenie portowym roiło się od ryb, toteż odbyły się próby ich złowienia. Do ciekawszych metod połowów zaliczyć należy: łowienie na kiełbasę, mięso, zielony groszek, kukurydzę i skrzynkę na jedzenie. Wszystkie te próby były na szczęście nieudane, ryby się nam nie dały a do tego z uzyskanych informacji wynikało, że ryby te kompletnie nie nadają się do jedzenia- żerują w pobliżu ujść kanalizacji miejskiej i tym podobnych miejscach. Nadaliśmy im polską nazwę: "gównojady"...
Następnego dnia znów kompletnie nie wiało, więc ustawiliśmy Nitrona na kotwicy w pobliskiej zatoczce a oddaliśmy się kąpielom. Niestety o tej porze roku w tej części Hiszpanii płynie zimny prąd Humbolta i temperatura wody nie przekracza 17 stopni Celsjusza. O przyjemności z kąpieli nie było więc mowy, gdyż termometr do mierzenia temperatury wody wskazał 14.7 Stopnia, no i nawet naszemu "pierwszemu oficerowi" w swoich gadżet - butach z pianki było zimno Brrrrrr...
Kuba Gajewski




Vigo i dalej do Portugalii

      Po opuszczeniu w wielkiej mgle urokliwej zatoczki wiatr przestał wiać zupełnie. Większą część trasy przyjemność żeglugi zakłócał hałas zastępującącego żagle silnika. Wejście do Vigo wypadło jak zwykle późną nocą. O świcie odwiedzili nas stojący w tym samym porcie jachtem "Alexander" rodacy. wizyta na jachcie Alexander


Parę miesięcy temu wypłynęli (dwóch braci) w rejs na własnoręcznie zbudowanym jachcie, zostawiając firmę i numery kont swoim synom...ich www : (www.alexrejs.webpark.pl)
Od nich dowiedzieliśmy się sporo na temat sztuki poławiania ryb morskich, gdyż dotychczasowe próby zawsze kończyły się utratą błysku...
      Zwiedzanie z braku czasu połączone zostało z zakupami oraz wizytą w kafejce internetowej, w której ceny za godzinę użytkowania niższe były niż w Polsce. Przed wypłynięciem specjalna delegacja pożegnała znajomych z: "Alexandra", którzy nas ugościli wspaniałą wiskey i około 14 wzięliśmy kurs na Porto.
Kuba Gajewski




Pij porto bo "worto"...

      Jak wynikało z almanachu w samym mieście nie ma mariny, wiec trzeba było poszukać jej w pobliżu?
beczki pełne porto Na bazę wypadową doskonale nadawało się miasteczko Leixoes. Z centrum Porto połączone jest ono metrem. Po dobiciu i prysznicu, zupełnie niespodziewanie jak na tą część Europy po raz pierwszy od Świecka dopadła nas odprawa paszportowa, która okazała się czystą formalnością ( chyba nawet nie wszyscy zdążyli im pokazać swój paszport jak już dali sobie spokój...). Potem już spokojnie wybraliśmy się na zwiedzanie.
Czasu było mało a w Porto wiele do zobaczenia i spróbowania. Zaliczyliśmy stare miasto, szukając najpierw godzinę kościoła z którego zdaniem Adama F miało być widać całe miasto...
Potem przyszła kolej na winnice, w których rodzi się tradycyjne porto, czyli 25%alk. słodkie wino, produkowane wyłącznie w tym mieście.

most zbudowany przez Eifla Winogrona, z których produkuje się wino porto pochodzą ze ściśle wyznaczonego obszaru, położonego w dolinie rzeki Douro. Po zbiorach, wykonywanych tradycyjnie, ręcznie, i wyciśnięciu soku, proces fermentacji zostaje zatrzymany po kilku dniach przez dodanie winogronowego brandy, dzięki czemu wino zachowuje naturalną słodycz. Wino zostaje przetransportowane do Porto, do dzielnicy Vila Nova de Gaia, gdzie w zależności od gatunku i jakości leżakuje w beczkach z dębowego drewna...
Co ciekawe, beczki po winie z Porto kupują Szkoci, do produkcji whiskey, ale niechętnie się do tego przyznają ....
Zaletą tych winnic jest możliwość darmowej degustacji trunków. Nie wszyscy jednak skorzystaliśmy z tego dobrodziejstwa, bo, jak mówi przysłowie:, kto późno przychodzi, sam sobie szkodzi część z nas, ( czyli tzw. grupa młodzieżowa)spóźniła się na degustacje, które odbywają się tylko w oficjalnych godzinach pracy winnic. Nie przeszkodziło to jednak w wypiciu gdzieś w starej części miasta zakupionych butelek winka.
Duża atrakcja były też skoki do rzeki wykonywane przez małych chłopców. "give mi one euro, and I jump..." na co by wybuchnęliśmy śmiechem...chłopiec poczuł się zmieszany i "wydżampił" za darmo...

Nikt się jeszcze wtedy nie spodziewał, że skoki z dość wysokiej kei w Porto będą nijakim wyczynem w porównaniu z wysokościami skały z jakimi z Adamem i innymi uczestnikami odważyliśmy się "zfreesteilować" do wody w Lagos podczas 3 etapu....Zbliżający się wieczór, zmęczenie i brak nocnego połączenia z Leixoes zmusił nas do powrotu na jacht.
Kuba Gajewski


....Grupie "młodej" w odróżnieniu od "młodzieżowej" udało się zobaczyć i doświadczyć w Porto dużo więcej: Zaczęliśmy od zwiedzania najsławniejszych zabytków Porto - Torre dos Clerigos - wieży kościoła, z której rozciąga się wspaniały widok na dolinę rzeki Douro, stojące na niej barki służące do przewożenia wina Porto i czerwone dachy portowej dzielnicy Ribeira; zabytkowej stacji kolei Estacao de Sao Bento, wykładanej charakterystycznymi, niebieskimi płytkami azulejos, i przedstawiającymi sceny z najważniejszych wydarzeń w historii Portugalii; zarówno stare, jak i handlowe dzielnice Porto. rzeka przecinająca Porto

Ukoronowaniem zwiedzania było odwiedzenie kilku piwnic z winem Porto, degustacja rozmaitych marek i rodzajów, co wszystkich oczywiście wprawiło w świetny humor ...
Odwiedziliśmy też typową cafeterie, aby spróbować tak charakterystycznych dla północnej Portugalii tostas mistas (tostów z serem i szynką) oraz francezinhas - kanapek na ciepło ze wszystkimi możliwymi rodzajami mięsa na raz. Wieczorem, wraz ze znajomymi portugalczykami, w dużym i wesołym gronie udaliśmy się do restauracji na kolację złożoną z owoców morza, lokalnego wina i we wspaniałej, otwartej i gościnnej atmosferze portugalskiej maricscoarii. A potem, zgodnie z portugalskim duchem, wypijaliśmy kolejne piwa, wina, drinki (w litrowych szklankach!) w kolejnych pubach, barach, knajpach, żeby o 4 nad ranem, trochę z łoskotem i lekkim szumem w głowach wrócić na jacht...
Małgosia Krzyczkowska




W kierunku Lizbony

      Aveiro położone już właściwie na wodach wewnętrznych Portugalii,w ujściu rzeki, o ironio, Vouga, było następnym punktem programu. Ciężką mieliśmy przeprawę wchodząc do tego portu. Płynąc (oczywiście nocą) długim i wąskim kanałem a właściwie rzeczką na której hulał prąd przypływu w pewnym momencie Adam zarządził szybki odwrót, bo wydało mu się ,że nie przejdziemy pod drutami rozpostartymi nad kanałem. Przy kolejnym podejściu okazało się jednak, że była to tylko halucynacja, a NITRON z zapasem przepłynął pod kabelkami. Rankiem ukazał nam się znajomy krajobraz. Lokalizacja Aveiro przypominała nasze Mazury: trzciny, pola, krowy, wszystkie te krajobrazy znane nam były doskonale, może z wyjątkiem kopców soli, pozyskiwanej tu na dużą skalę z wody morskiej i swego rodzaju mariny...
kapitan czyta Ekipa, która udała się uzupełnić zapasy żywności zaserwowała nam niespodziankę w postaci miejscowego przysmaku. Po głębszej analizie przysmak okazał się żółtkiem zawiniętym w opłatek bożonarodzeniowy w kształcie muszelek i innych dziwolągów ale cóż- jeśli jest ktoś, kto lubi takie specjały...De gustibus non est disputandum, jednak wszystkiego warto spróbować.
      Odcinek z Aveiro do Lizbony pokonaliśmy w wielkich bólach. Po pierwsze z powodu ciężkiej "siódemkowej" halsówki do Figueira da Foz, gdzie przystanęliśmy na noc odpocząć, po drugie z powodu tego, iż dalszą część trasy pokonaliśmy non-stop na silniku. Hałas przez ponad trzydzieści godzin- nie mam nic do dodania. Spokojne warunki pozwoliły posprzątać jacht po ponad dwutygodniowym rejsie i przygotować go na przyjęcie nowej załogi. Wchodząc do Lizbony opłynęliśmy Cabo da Roca czyli najbardziej wysunięty na zachód przylądek Europy. Na ostatnie chwile udało się też postawić żagle, stukot silnika dawał się już wszystkim mocno we znaki...
Na rzece Tag powitała nas sławna Torre de Belem, wieża wartownicza, którą trzęsienie ziemi w 1755 roku przesunęło kilkanaście metrów od brzegu, pomnik upamiętniający odkrycie Ameryki, a na przeciwległym brzegu - figura Chrystusa z rozłożonymi rękami, różniąca się tylko wielkością od tej, która stoi w Rio de Janeiro.
Weszliśmy na pełnych żaglach w lekkim przechyle śladem Kolumba aż pod samą marinę.. .
Kuba Gajewski




Lisboa

      Wybór mariny był przypadkowy. Niewielka ilość jachtów( nasz i jeszcze jeden lokalny) i niska opłata ( poniżej 10 euro/dzień) zachęciły nas do postoju w kameralnej marince, o nazwie ( uwaga) "Doca Do Torreiro Do Trigo", który ze względu na specyficzną kobietę w kapitanacie ochrzczony został polską nazwą "U babci". Problem pojawił się tylko wieczorem gdyż po odpływie jacht osiadł w mule. Kiedy rano okazało się, że jednak bez problemu udało się oderwać od dna i znowu unosimy się na powierzchni, zapadła decyzja by pozostać w tej marinie kolejną noc, już w wymoszczonym mułowym gniazdku...
twierdza Belem Z mariny było blisko do starej części miasta, była ciepła woda i prysznice standardem przypominające nieco Władysławowo...
kawka       Opisów Lizbony stworzono już wiele. Wszystkie zabytki omówione są w każdym przewodniku po Portugalii i wszystko zgadza się z rzeczywistością. Od siebie mogę tylko dodać, że reklamowane jako największe w Europie oceanarium znajdujące się na terenie wystawy Expo98' jest zdecydowanie przereklamowane i nie rzuca wcale na kolana ilością i jakością zgromadzonych okazów, no może nieco większe zainteresowanie budzą sharki-ludojady pływające tuż przy szybach akwarium, ale reszta to trochę kicz, choć z drugiej strony inni mieli zupełnie inne zdanie, może warto więc samemu tam zajrzeć...
Poza oczywistymi punktami każdej wycieczki po Lizbonie, warto także udać tramwajem 28 się do tzw.: "górnego miasta" czyli Bairro Alto, by napić się tradycyjnej portugalskiej kawy serwowanej w mikroskopijnych filiżankach koniecznie konsumując przy tym ciastko wybrane z knajpianego menu. Zestaw taki kosztuje dosłownie grosze, a klimat, jaki towarzyszy jego spożywaniu w Bairro Alto pozostaje wam długo w pamięci. Polecam także "górne miasto" późną nocą ze względu na bogate życie towarzyskie. Wszystkie knajpy pełne są ludzi ,a każda z nich jest niepowtarzalna oferując swym klientom wszelakiego rodzaju atrakcje.







935Mm\230h  Brest - Gijon - St.Estaban da Prania - Ribadeo - La Coruna - Camarias - Finsterre - Vigo - Porto (Leixoes) - Aveiro - Figueira da Foz - Lizbona

W rejsie udział wzięli:

  • Adam Sulewski - Kapitan
  • Darek Krzemiński - I oficer
  • Zbychu Popienia - II oficer
  • Olga Złotkowska - III oficer
  • Helena Zuszek
  • Małgorzata Krzyczkowska
  • Kuba Gajewski - bosman
  • Adam Frąckowiak
  • Kasia Satanowska
  • Magda Kątniak


Wszystkie zdjęcia:

Dariusz w akcji sobie płyniemy kompas
Dariusz w akcji sobie płyniemy kompas
Wieloryb żagle morze
Wieloryb żagle morze
targujemy się po hiszpańsku wikingowie... bosman
targujemy się po hiszpańsku wikingowie... bosman
most żagle La Coruna
most żagle La Coruna
wizyta na jachcie Alexander sobie płyniemy a bosman...
wizyta na jachcie Alexander sobie płyniemy a bosman...
idą chmury Nitron przy kei rzeka przecinająca Porto
idą chmury Nitron przy kei rzeka przecinająca Porto
most zbudowany przez Eifla most w Porto, na zdjęciu Daras, nasz pierwszy oficer i Małgosia dzwon
most zbudowany przez Eifla most w Porto, na zdjęciu Daras, nasz pierwszy oficer i Małgosia dzwon
beczki pełne porto kapitan czyta Captain
beczki pełne porto kapitan czyta Captain
za sterem Zbigi sprzątanie jachtu... twierdza Belem
za sterem Zbigi sprzątanie jachtu... twierdza Belem
twierdza Belem kawka Jest odpływ a my kilem w mule...
twierdza Belem kawka Jest odpływ a my kilem w mule...
Nitron w przechyle płyniemy wpasowaliśmy się jakoś...
Nitron w przechyle płyniemy wpasowaliśmy się jakoś...




rejs opisy
powrót na stronę główną