opisami
 C a s s a b l a n c a   2 0 0 3 
żeglarstwem

Etap I
(Brest - Lizbona)
Etap II
(Lizbona - Casablanca - Lizbona)
Etap III
(Lizbona - Brest)


Etap 3 (Lizbona - St.Malo) 16 dni  947Mm\216h

Wyspy Berlenga

      Pierwszym celem nowego etapu były Wyspy Berlenga. Wyspy Berlenga, Adam i Marek Tuż przed opuszczeniem Lizbony okazało się, że części do silnika, zamówione ze Szwecji będą do odebrania dopiero parę godzin po wysokiej wodzie, wobec czego musieliśmy przestawić się do Cascais - portu, leżącego już poza zatoką rzeki Tag, gdzie po ich odebraniu gdzieś na peryferiach Lizbony, stawić miał się Marek P( człowiek-SAR). Niestety nie udało mu się ich zdobyć. Miały czekać dopiero w Porto. Chcieliśmy w końcu ukrócić zapowietrzanie się silnika na wysokich obrotach, fundując mu oryginalne śrubki Volvo instalacji nadmiarowej paliwa. staliśmy przy twierdzy

      Wyspy Berlenga, wielkości Helgolandu, polecam wszystkim odwiedzającym tamte strony żeglarzom. Są to piękne skaliste wysepki z niewielką osadą i fortecą na jednej z nich. Co prawda dojście do kei nie jest najprostsze i można tam stanąć tylko przy zupełnie gładkim morzu!
      Korzystając z chwili wolnego czasu nurkowaliśmy i skakaliśmy do wody z mostu łączącego fortecę z wyspą. Jacht stał zacumowany do jej murów, skąd szybko nas wyrzucono z powodu dostawy żywności na wyspę. W takiej sytuacji gnani jak zwykle czasem wzięliśmy kurs na Porto. Znalazł się jeszcze czas na odwiedzenie Nazare, do którego nie udało się wpłynąć na pierwszym etapie. Manewr wejścia planowaliśmy wykonać na ćwiczebnie na żaglach, lecz wiatr "zdechł" przy główkach uniemożliwiając tego rodzaju wyczyn. Zwiedzanie ograniczyło się do rundy honorowej po miasteczku i kawy w nabrzeżnej kafejce.
Kuba Gajewski



W samych sercu Porto

      Wejście do Porto trafiło tradycyjnie nad ranem. koncert:Kuba gitara, Ala i Adam NITRON został zacumowany przy rzecznej kei w samym sercu miasta, które to miejsce upatrzyliśmy zwiedzając Porto kilka tygodni wcześniej. Będąc jedynym jachtem stojącym w centrum stanowiliśmy niewątpliwą atrakcje turystyczną. Następny dzień podzielił załogę na trzy obozy. Pierwszy zająć się zwiedzaniem miasta, dzielnie krocząc za przewodnikiem z przewodnikiem w ręce, nieugiętą - Andrzej i herbatka Alą, drugi wyruszył odebrać części do silnika a trzeci, czyli ja, został na jachcie by wykonać niezbędna roboty jachtowe( no chyba nie było tak Ci źle - przyp.tłum). Wyczyszczony na wysoki połysk w ramach tych robót dzwon pokładowy wzbudzał ogromne zainteresowanie przechodzących, lecz gdy po wyjściu w morze został kilkakrotnie ochlapany słoną wodą natychmiast zmienił kolor i przestał wyglądać atrakcyjnie.
Wieczorem okazało się, iż w miejscu naszego postoju odbywać się będzie święto kościelne i impreza, jakiej nie zna polski katolik. Nie spędziliśmy jednak tego wieczoru na zabawie. Udaliśmy się natomiast na zbudowany przez A. Eifel' a most. Owa konstrukcja łączy oba schodzące stromo do rzeki wysokie brzegi, posiada dwie kładki jedna górna opartą na łuku, oraz dolną zawieszoną na nim. Jego wysokość i widok na pokryte nocą Porto zapiera dech w piersiach. Atmosferę podgrzewał fakt, iż górna kładka mostu została zamknięta parę tygodni temu gdyż jak konstruktor wyliczył (!!!) przestał być on bezpieczny dla jeżdżących po nim pojazdów w sierpniu 2003r.
Opuszczając to cudowne miasto o mały włos nie złowiliśmy się w sieci zastawione w poprzek rzeki. Obustronnej a właściwie jednostronnej... katastrofy udało się uniknąć dzięki refleksowi rybaków i naszego dzielnego kapitana. Kładąc się po nocnej wachcie spać nie przypuszczałem, że rano obudzę się kilkanaście mil od La Coruny. W nocy przywiało od rufy i jacht zaczął dziarsko pomykać po falach. Za takimi warunkami tęskniliśmy już od kilku dni. Słońce i 5-6 B..., czego więcej w życiu trzeba?
Kuba Gajewski



La Coruna i przelot przez Biskay'a

      W La Coruna zatrzymaliśmy się tylko na chwile by uzupełnić zapasy żywności. człowiek - SAR Prognoza od specjalisty meteorologa otrzymana prosto z Polski nakazywała jak najszybciej skierować dziób na północny -wschód w kierunku Brestu. Po ustaleniu strategii przelotu przez Biskaje o północy w towarzystwie wychodzących jak na rozkaz wszystkich na raz na połów kutrów wypłynęliśmy na ocean.
Z początku wbrew prognozie zupełnie nie wiało. Rano przyszedł jednak wiatr. Pierwszą dobę jechaliśmy pięknym baksztagiem ze średnią pod 8kn, robiąc prawie połowę drogi. Potem zgodnie z zapowiedziami zaczęło stopniowo skręcać. Najpierw był półwiatr, a za chwilę już ostry bajdewind, a za parę godzin płynęliśmy najostrzej kursem tylko 90st.. przechodzi front ciepły, na pokładzie człowiek-SAR a za sterem Artur Po koło pół doby, zgodnie z przyjętą strategią, zrobiliśmy zwrot przez sztag. Dalej idąc prawym halsem dużym lukiem zgodnie z zachodzącym wiatrem wróciliśmy na kurs, niestety niemalże dopiero pod samym Brestem.
Wiatr również zgodnie z zapowiedzią skończył wiać jak już byliśmy prawie w porcie... Droga przez groźnie i owiane legendami Biskaje zajęła prawie 3,5doby. W związku ze zmieniająca się gwałtownie pogodą, potargały się kliwer i genua oraz regularnie rwały się fały - na koniec został tylko jeden, ten na szczęście wytrzymał. Dużą radość sprawił wszystkim w tych podbramkowych sytuacjach Marek P, który wyskoczył na pokład gotowy do akcji w swoim oczojebnym pomarańczowym kombinezon -sztormiaku z napisem SAR na grzbiecie, wyglądał zupełnie jak ratownik z helikoptera prosto z nieba spieszący nam z pomocą, tak też został potem przezwany:

"człowiek-SAR"... Jako, że płynęliśmy stale w przechyle kambuzowi pod falę prace kambuzowe nie należały do najłatwiejszych i nawet ugotowanie makaronu urastało do rangi wielkiego indywidualnego osiągnięcia, które w końcu zostało zrealizowane dopiero przez samego kapitana, tak że obiad serwowano dopiero o 0100. Jako podsumowanie tego ciężkiego przelotu odmówił posłuszeństwa silnik, którego chcieliśmy kontrolnie odpalić po 2 dobach na środku Biskay'ów. Walka z nim trwała dobrą godzinę zanim przy pomocy pierwszy raz użytego autostartu w końcu odpalił, pozostawiając nieustalona diagnozę do dziś, czyżby go też wytrzęsło...
Kuba Gajewski, Adam Sulewski



Bretania

Marek P.       Mimo wcześniejszych planów wejścia do samego Brestu, w którym z reszta nic nie ma, zmęczeni kilkudniową żeglugą stanęliśmy nieopodal, czyli w Camaret sur Mer, co okazało się dużo trafniejszym wyborem ( kto zgadnie, o jakiej porze wypadło wejście?:-)).
Francja powitała nas chłodem i jesienną pogodą. Rankiem Marek P. i Marcin zostali oddelegowani przez Adama autostopem do Brestu w celu naprawy kliwra i genuy, które ze sobą zabrali w olbrzymim worku. Z pozoru trudna do wykonania misja ( we dwójkę, stopem, z małej wiochy i z wielkim worem z żaglami) została zrealizowana przez nich prawie w 100 procentach. Nie udało się tylko naprawić genuy ze względu na cenę, jakiej zażądał żaglomistrz, za to przywieźli cały karton lokalnego Cidre'a, czyli wyśmienitego wina jabłkowego, ochrzczonego "francuskim jabolem". Reszta załogi zajęła się doprowadzeniem jachtu do używalności po ciężkiej biskajskiej przeprawie. Spacerując po porcie, zauważyliśmy zdezelowane kutry, na które w nocy odbyła się wyprawa. Marek, Adam i ja buszowaliśmy po nich w czasie, gdy reszta ekipy smacznie spała, zagłębiając się w zakamarki starych ładowni czy pomieszczeń załogi, pierwszy z explo-grupy oglądał się tylko co chwilę czy reszta jest ciągle za nim...sceneria przypominała nieco grę w "doom'a ". Podgrzani wspinaczką po kutrach zaliczyliśmy jeszcze wieżę dzwonniczą portowego kościółka. Z braku schodów weszliśmy po dachu...
Kuba Gajewski



Jersey i Granville

      O świcie NITRON pomknął na Jersey. Stało się tak, co najmniej z dwóch powodów. nikt mnie nie lubi... Po pierwsze by zatankować tanio paliwo, a po drugie byliśmy umówieni z pracującym tam w Pizza Hut znajomym poznaniakiem. Spotkanie polsko-polskie na angielskiej wyspie przeciągnęło się do późnych godzin nocnych. przy pracy... Jak nakazuje tradycyjna gościnność i poznańska oszczędność Michał uraczył nas, czym chata bogata (czyli wyniesionymi z pracy pizza, sałatkami i winem...) następnego dnia o wysokiej wodzie (bo przy niskiej stacja jest zupełnie na plaży), jacht został zatankowany i po śniadaniu rozpoczęliśmy zwiedzanie wyspy? Szczególnie atrakcyjnym punktem wycieczki po Jersey jest twierdza, do której można się dostać jedynie w czasie odpływu, gdyż w pozostałym czasie otoczona jest zewsząd wodą. Po południu korzystając z pomyślnego prądu popłynęliśmy z powrotem do Francji, dokładniej do Granville. Jest to port osuchowy, więc trzeba było trafić na odpowiedni moment do wpłynięcia i opuszczenia go. Chcieliśmy koniecznie odwiedzić tą miejscowość, by sprawdzić, czy jacht, na który w 2001 roku część załogi odbyła rejs do Irlandii żyje jeszcze i w jakim jest stanie. Zaraz po zacumowaniu w niezwykle tłocznym porcie zainteresowana ekipa ruszyła na zwiady. Ku ich wielkiej radości szybko odnaleźć AMARANTE. Zaczęły się wspomnienia i porównania AMARANTE z NITRONEM. Prawie zgodni stwierdziliśmy, że stalowa "jotka" zdecydowanie lepiej nadaje się do pełnomorskiego żeglowania niż plastikowa "mydelniczka", choć akurat Amarante wyglądało i takie też było w porównaniu z bavariami ... dużo solidniej. Po tych dywagacjach nadszedł czas na sen by o wyznaczonej porze odpłynąć do St.Malo.
Kuba Gajewski



St.Malo

      Do końca rejsu zostało jeszcze dwa dni, więc prace porządkowe przeplataliśmy zwiedzaniem miasta. Gdzie w przyszłym roku... Główną atrakcją St. Malo jest stara jego część. Pięknie utrzymana i z cudownym klimatem na skutek jedenastometrowego pływu dwa razy na dobę przeistacza się z zalanego po same miejskie mury fortu w zbudowana na plaży mieścinę... Tak wysoki pływ podsunął nam pomysł zacumowania NITRONA w basenie kąpielowym, który w czasie odpływu wynurza się z dna napełniony wodą morska. Pytanie, w jaki sposób miejscowa policja zareagowałaby na taki wyczyn, powstrzymało nas od realizacji tego planu... W portowej żaglowni udało się zeszyć całkiem mocno porwaną Genuę (za jedyne 85 euro), pozostawiając następnej załodze wracającej przez 3 tyg. do Trzebieży w 100% sprawny jacht. Wyjątkowo to się zdarzyło...

Żaglomistrzyni poruszona okołoziemskimi wyprawami naszego jachtu za darmo dodatkowo wzmocniła sfatygowany na łączeniu brytów żagiel. Wieczorem nastał czas pożegnalnej imprezy. Początek przyniósł podział załogi na dwie ekipy. Część zapragnęła uraczyć się w ten ostatni wieczór lokalnymi specjałami czyli świeżymi moulle'ami, a reszta ze mną włącznie w tzw. międzyczasie spokojnie opróżniała kolejne butelki whisky. Kiedy wreszcie zasiedliśmy razem atmosfera była już tak gorąca, że ze stojącego obok angielskiego jachtu wyszła zdegustowana starsza dużo od nas tipical British-lady żądając natychmiastowego zakończenia imprezy? Cóż więc było robić...? Może kiedyś też będzie nam dane żeglować z żonami i hałas śpiewającej bełkotem rozbawionej młodzieży też będzie nam przeszkadzał...
Ostatni dzień poświęciliśmy na zakończenie sprzątania po półtoramiesięcznym rejsie i na nostalgiczne spacery po St.Malo, niestety było to ostatni dzień 3-miesięcznych wakacji. Kolejna załoga przybyła wieczorem przywożąc deszcz...
Po szybkim przeładunku bagaży ruszyliśmy w ostatni kurs tego rejsu. Po drodze o mały włos brakłoby nam paliwa, bo Kapitan chciał sobie poprowadzić, przypominając sobie jak to się jeździ samochodem...lecz dzięki uprzejmości Francuzów obyło się bez większych komplikacji. Następną noc każdy spędził we własnej domowej koi i skorzystał w końcu z wytęsknionego jedynego na Świecie swojego kibelka...
Kuba Gajewski



Subiektywna ocena jachtu s/y "Nitron"

      Nitron nazywany żartobliwie Potjomkinem, ze względu niezbyt estetyczną pracę spawacza połowy lat 80' jak to zresztą na porządną polską "jotkę" budowaną w głębokim komunizmie, przystało.... to tylko przegląd silnika... jest naprawdę dzielną i wzbudzającą szacunek jednostką. Mino, że wnętrze zabudowane jeszcze ciągle stylem soc-real-PKP, to jest funkcjonalne i wszystko co jest potrzebne to działa bez zarzutów. Jacht żegluje dzielnie, zaletą też jest jego niezależność, można bowiem zmieścić 400l diesla i 1000l wody pitnej, co znacznie ułatwia żeglugę po egzotycznych portach i dzikich miejscach. Ma nieprzebrane ilości zapasowych żagli, lin, fałów.
białe żagle na masztachbiałe żagle na masztach Kambuz jest urządzony bardzo funkcjonalnie, wykończony nierdzewna blacha, co ułatwia sprzątanie, zapachy też nie dostają się do pomieszczenia głownego. Na jachcie też nie brakuje prądu, są 4 wielkie akumulatory, tak że właściwie cały rejs pływaliśmy z włączonym laptopem, który zresztą jest na wyposażeniu jachtu. Na Nitronie jest też parę innych przydatnych żeglarsko bajerów jak : agregat 220V, szlifierki, wiertarki, lutownice a także rzadko spotykany już dziś sekstant. Instalacje i rozwiązania na jachcie są naprawdę zrobione z głową na karku. Maszty stoją pewnie a żagle a w szczególności grot są uszyte bardzo dobrze. Niestety silnik nie jest najmocniejszą stroną jednostki, ale przy regularnym doglądzie chodził nam bez większych zastrzeżeń i gdy go potrzebowaliśmy nie odmówił ani razu, przejechał też 200h, które z braku wiatru musieliśmy wysmrodzić.... Dużym jednak mankamentem jachtu, niby nieważnym, a jednak jak bardzo... jest pompka do kibla, którą pamięta bardzo dobrze każdy uczestnik rejsu...
Bardzo cenie też sobie bezproblemowość, układowość, kompetencję żeglarską i techniczną właściciela jachtu, co się niestety nie zawsze w polskim żeglarstwie zdarza...
Strona jachtu http://republika.pl/synitron
Adam Sulewski








947Mm\216h  Lizbona - Cascais - Berlanga - Nazare - Porto - Lacoruna - Camaret sur Mer - St.Helier - Granville - St. Malo

W rejsie udział wzięli:

  • Adam Sulewski - Kapitan
  • Krzychu Kucharski - I oficer
  • Marek Orzechowski - II oficer
  • Marcin Byrt - III oficer
  • Marek Pyka
  • Artur Bicki
  • Kuba Gajewski-bosman
  • Piechowska Eva
  • Ala Lachowicz
  • Andrzej Jaworski


Wszystkie zdjęcia:

Nitron Wyspy Berlenga, Adam i Marek staliśmy przy twierdzy
Nitron Wyspy Berlenga, Adam i Marek staliśmy przy twierdzy
Marcinek pali fajkę Na wyspach Berlenga przy kei.Początkowo staleliśmy w porcie, potem przestawiliśmy się do owego fortu Na wyspach Berlenga przy kei.
Marcinek pali fajkę Na wyspach Berlenga przy kei.Początkowo staleliśmy w porcie, potem przestawiliśmy się do owego fortu Na wyspach Berlenga przy kei.
Wyspy Berlenga, było gorąco flauta z tego mostu też skakaliśmy...
Wyspy Berlenga, było gorąco flauta z tego mostu też skakaliśmy...
kogo by tu zjebać...a samemu zjeść jego porcje... koncert:Kuba gitara, Ala i Adam praca przy żaglach
kogo by tu zjebać...a samemu zjeść jego porcje... koncert:Kuba gitara, Ala i Adam praca przy żaglach
na wodach Hiszpanii Andrzej i herbatka przechodzi front ciepły, na pokładzie człowiek-SAR a za sterem Artur
na wodach Hiszpanii Andrzej i herbatka przechodzi front ciepły, na pokładzie człowiek-SAR a za sterem Artur
kolejny przegląd silnika tym razem na pełnym morzu... Nitron mknie raźnie do przodu Kuba robi papu
kolejny przegląd silnika tym razem na pełnym morzu... Nitron mknie raźnie do przodu Kuba robi papu
pora wstać na wachtę...Andrzej J. człowiek - SAR praca przy żaglach
pora wstać na wachtę...Andrzej J. człowiek - SAR praca przy żaglach
Nitron to ten na pierwszym planie... Bretania Ewa i Adam skwaszeni...
Nitron to ten na pierwszym planie... Bretania Ewa i Adam skwaszeni...
czy my w ogóle płyniemy... za sterem sam Kapitan Marek P.
czy my w ogóle płyniemy... za sterem sam Kapitan Marek P.
wciąganie fałów w maszt podczas odpływu na Jersey Za sterem Maras
wciąganie fałów w maszt podczas odpływu na Jersey Za sterem Maras
przy pracy... Baksztagiem żagle staw...
przy pracy... Baksztagiem żagle staw...
Na straży Andrzej... rzucamy kotwicę Basen, który przy odpływie staje się basenem, nie odważyliśmy się tam zacumować
Na straży Andrzej... rzucamy kotwicę Basen, który przy odpływie staje się basenem, nie odważyliśmy się tam zacumować
Wyjątkowo to się zdarzyło... Gdzie w przyszłym roku... Denver układa pasjansa zamiast nawigowac...
Wyjątkowo to się zdarzyło... Gdzie w przyszłym roku... Denver układa pasjansa zamiast nawigowac...
Eva maluje nowy napis na klapie... Cała załoga w przechyle
Eva maluje nowy napis na klapie... Cała załoga w przechyle
to tylko przegląd silnika... nikt mnie nie lubi... białe żagle na masztachbiałe żagle na masztach
to tylko przegląd silnika... nikt mnie nie lubi... białe żagle na masztachbiałe żagle na masztach
denver za sterem
denver za sterem




rejs opisy
powrót na stronę główną