|
|
Czy kochałes/aś się kiedyś na jachcie? |
tak - na jachcie morskim - "w drodze" |
|
27% |
tak - na jachcie morskim - tylko w porcie |
|
11% |
tak - ale tylko na śródlądowym |
|
26% |
nie - jeszcze nigdy |
|
33% |
|
Wszystkich Głosów : 3918 |
zobacz komentarze |
|
|
dzisiaj:
|
|
w tym miesiącu:
|
-
|
w tym roku:
|
-
|
|
|
|
|
|
|
|
Lista zakupów na morski, zagraniczny rejs dla około 10cio osobowej załogi
( może komuś się to przyda przy organizacji rejsu)
Zawsze kupuje te rzeczy i właściwie nigdy nie zdarzyło się, by czegoś zabrakło. Znacznie łatwiej też jest kupić wszystko w Polsce i zawieźć nawet do Grecji, niż potem tracić w portach czas na robienie zakupów. Wiemy, co jemy, jest taniej i przede wszystkim mamy więcej czasu na zwiedzanie ciekawych miejsc. Jeżeli dobrze zrobimy zakupy, potem trzeba będzie dokupywać jedynie świeży chleb i lokalne przysmaki, jak na przykład kawior w Petersburgu czy zazyki w Grecji...
Najlepiej wybrać taki sklep, który ma ceny hurtowe, a produkty pakowane są w niedużych opakowaniach lub sprzedawane nawet w ilościach detalicznych np. Selgross.
Nie polecam kupowania gotowych mięs np. gołąbków czy pulpetów pudliszek czy np. międzychodu, niestety, mimo że "przysmaki" te mogą być na lądzie nawet zjadliwe a wręcz wyśmienite i pożywne, to na wzburzonym morzu smakują niezbyt dobrze - szczególnie w drugą stronę. Trawi się je dłużej niż zrobione samemu i zapeklowane w słoiku mięso i sos, pomijając już kwestie konserwantów itp., które drażnią śluzówkę i tak już podrażnionego autonomicznymi bodźcami żołądka...
Z tych samych względów nie polecam np. gotowych sosów typu myśliwski czy bolognese, sos lepiej zrobić samemu np. z koncentratu pomidorowego i innych składników lub zagęszczając wywar z peklowanego mięsa mąką.
Niestety wymaga to więcej czasu( choć nie do końca), ale za to przy odrobinie chęci na rejsach można jeść lepiej niż w domu... czego dowodem są np. zorganizowane i opisane przeze mnie wyprawy... a choroba morska też jakoś mniej straszna po dobrym, przygotowanym z naturalnych produktów jedzenia.
-
piwo w puszkach ( ok 2 na os/dzien licząc niepijących)
-
wódka - ok 2x0.5 na wymiany ( zależy od regionu gdzie płyniemy: w Skandynawii, w dzisiejszych czasach już niewiele możemy zdziałać za polską wódkę, która uważana jest za niesmaczną i niewiele tańszą od tej przywożonej nielegalnie z Niemiec, w Bergen czy Helsinkach ryb kupionych za połówkę nie starczyłoby nawet dla połowy załogi.
Zupełnie inaczej jest w Anglii, a już w ogóle super w Irlandii, tu za połówkę można naprawdę wiele...)
-
chleb niekrojony, biały 10-15 bochenków (by na pierwsze doby było co jeść).
-
makaron
-
ryż
-
ziemniaki ( trzeba pakować na dno samochodu, bo do Uni nie wolno wwodzić ziemniaków z Polski, w 2001 kazali nami zawrócić i wszystkie ziemniaki wyrzucić po polskiej stronie, kiedy por, marchew czy nawet mięso mogły bez problemu przekroczyć granicę. Na szczęście parę worków udało się przemycić pod torbami z ciuchami...)
-
ser żółty najlepiej wędzony, zgrzewany
-
ser topiony
-
szynka zwykła lub np. z indyka zgrzewana (nierozpakowana wytrzymuje spokojnie 2tyg)
-
kiełbasa krakowska zgrzewana - dużo
-
salami bez papryki
-
sałatki - kukurydza, kiełki sojowe, groszek, kapusta kisz., ogórki konserwowe
-
jaja ok 0.5 na os/dzień
-
margaryny - 1\2 na dzień
-
olej
-
przyprawy ( sól, pieprz, oregano, papryka, ...)
-
płyn do mycia naczyń
-
cif
-
płyn do mycia kibla
-
ręczniki papierowe
-
papier toaletowy
-
warzywa ( pomidory, marchew, pietruszka, por, ogórki, czosnek, cebula, papryka,...) - il. w zależności od il. kupionych gotowych sałatek- lepiej świeże warzywa
-
owoce( jabłka, cytryny ...)
-
owoce w puszkach ( brzoskwinie, ananasy)
-
musztarda, keczup, majonez, chrzan
-
mleko ( 1/4l na os/dzień)
-
mleko ( 1/4l na os/dzień)
-
milka z bakaliami
-
ciastka (pieguski, delicje, krakersy, pierniki, paluszki)
-
kisiele, budynie (zalewane wrzątkiem)
-
soki w kartonikach( ok 3-4l dzień).Sok jabłkowy np. mi bardzo dobrze robi w ciężkim okresie przyzwyczajania się do bujania.
-
woda muszynianka, ok 1,5l na 2 os/dzien, jak zbyt dużo do transportu to się najwyżej dokupi na miejscu ( polecam wysokomineralizowane wody, jak właśnie muszynianka, wymiotując tracimy masę elektrolitów, które częściowo będziemy w stanie uzupełniać pijąc właśnie tą wodę.)
-
dżemy( powidła, brzoskwiniowe, wiśniowe) ok 1 słoik/dzień
-
miód
-
suchary (np pieczywo vasa)
-
gorące kubki( pieczarka, krem z kury, owocowy( polecam)) -nie za dużo
-
b. mało zupek kuksu - niestrawności
-
herbata zwykła, miętowa, zielona
-
kakao
-
kawa rozpuszczalna
-
capuccino
-
pasztety z kaczki
-
płatki kukurydziane
-
siatki, duże worki na śmieci
-
rybka w puszce
-
cukier 1kG (wbrew pozorom starcza na 2tyg rejs)
-
ścierka do naczyń
-
nutella
-
mąka
-
koncentrat pomidorowy
-
kostki bulionowe i warzywko
przepis na peklowanie a fachowo tyndalizację :
metoda sterylizacji
niezbyt chude mięso (najlepiej wychodzi karkówka) smażymy lub gotujemy w dowolnych przyprawach i z dowolnymi dodatkami (np. z suszonymi śliwkami). Nie musimy smażyć długo, chodzi tylko o walory smakowe, w środku może być jeszcze niedogotowane.
Następnie wkładamy do słoików, porcjując na obiady zależnie od ilości załogi.
Przy dziesięciu osobach jest to około 1kG mięsa na obiad, mieści się w dwóch litrowych słoikach.
(Obiady mięsne planujemy na około 3 wszystkich obiadów, w pozostałe dni dania bezmięsne np. ryż z fasolką , naleśniki, czy złowione lub kupione ryby.)
Mięso w słoikach zalewamy sosem lub tłuszczem, w którym smażyliśmy, dolewamy wody lub bulionu tak, by było zalane do około koło 3 wysokości słoika.
Zakręcamy koniecznie nowymi, kupionymi w sklepie zakrętkami (szkoda oszczędzać - to tylko koło 50gr., a pół kilo mięsa kosztuje znacznie więcej, nie wspomnając o możliwości zatrucia się jadem kiełbasianym.) Należy też zwrócić uwagę na to, by ilość "dziar" na zakrętce i na gwincie słoika była taka sama.
Nowe są 6-o a stare 4-o gwintowe.
Gotujemy zamknięte słoiki w wodzie ( np. w kotle) koło 0,5h, po 24h znowu 0,5-1h i po kolejnych 24h jeszcze raz. W sumie należy gotować słoiki 3x, patrząc, czy po wystudzeniu zakrętka jest wklęsła.
Trzykrotne gotowanie mięsa zabija laseczki - zarodnikujące bakterie. Np. laseczki jadu kiełbasianego.
Przy pierwszym gotowaniu już w 60-70st. giną wszystkie żywe bakterie, ale nawet parogodzinne gotowanie w temperaturze 130st. nie jest wstanie zabić form przetrwalnikowych laseczek.
Po ostudzeniu do temp. pokojowej z przetrwalników kiełkują dorosłe formy laseczek i zaczynają odżywiać się naszym mięsem. Przez 24h nie zdążą jednak wytworzyć przetrwalników i następnego dnia wszystkie zostają ugotowane...
Po trzecim gotowaniu ma się już 100% pewność, że w zamkniętym słoiku nie ma absolutnie żadnej laseczki. Teraz nasze mięso jest sterylne.
Między gotowaniami nie należy trzymać słoików w lodówce czy innym chłodnym miejscu, aby nie hamować kiełkowania bakterii z zarodników.
W sumie, jeżeli nie uszkodzimy zakrętki, mięso może pozostawać w słoiku przez bardzo długi czas. Na jachcie słoiki należy położyć w bezpiecznym miejscu i obłożyć np. kartonem by się nie obijały.
Przepis pieczenia chleba
lista gotowa do wydruku
|
|
|
|